sobota, 3 października 2015

fragment6



WIĘCEJ HISTORYCZNYCH SPOTKAŃ

- Oto ten, który zwołał to zebranie! Oto ten, który uratował nasze Królestwo przed kryzysem nie tylko gospodarczym, ale także kryzysem wzajemnego zaufania. Oto ten, który troskliwą opieką niczym ojciec objął nasz lud, naszą władzę! Prawdziwy bohater, który poważną swą historię rozpoczął nie podbojem, nie transakcją z małżeństwa z brzydką lub ładną idiotką lub cwaniaczką, nie z ilości zniewolonych, a uwolnionych, dzięki wielkim pokojowym czynom. Syn Roberta I, o którym wybacz Biertren, ale chcemy jak najszybciej zapomnieć. Król Robert II! – zawołał przeciągle, po czym dodał z głośną chrypą. – Zaprawdę powiadam, gdyby nie ten człowiek to, to wszystko ległoby w gruz w jakąś…
- Oszczaną rozwalcowaną kupę gówna, której by jeszcze dosrawali jakiegoś innego syfu z dupy przeruchanej przez wszystkie popierdolone skrajności we wszystkie kurwa strony – splunął Bulkrek kawałkiem kurczaczej chrząstki.
- Lepiej bym tego nie ujął.
Cisza.
Zgrzyt zbroi. Ktoś się zbliżał ku drzwiom. Zupil usiadł. Ale potem wstał wraz z resztą.
Do sali wszedł bowiem ich bohater. Król Robert II wkroczył ze szczerym uśmiechem na twarzy, krokiem można śmiało powiedzieć nad wyraz pewnym. Nie był specjalnie młody, ale nie był też stary. Wyglądał na grubo ponad trzydzieści gdyż postarzała go czarna jak węgiel broda, wyglądająca właściwie jakby ktoś mu ją namalował na twarzy. Z jakiegoś powodu był w pełnej zbroi płytowej. Na piersi namalowane godło Królestwa – kontury pięcioramiennej gwiazdy na żółtym tle. Był to symbol protestu przeciw szaleństwu Khaalida, który po pokonaniu bogów stał się dla ludzi koszmarem zsyłający na nich biesy i czarty prosto z piekieł. Po wielu latach i porażce Khaalida, pozostało to w Królestwie jako emblemat. U boku zaś miecz przekazywany z pokolenia na pokolenie, rzecz święta. Nigdy nie rdzewiał i nie tępił się, zaostrzono go tylko jeden jedyny raz. Zaiste piękna i niepowtarzalna była to klinga. Wszystko co miał obecnie na sobie było jedyne w swoim rodzaju.
Zupil jako pierwszy zdjął nakrycie głowy, a był to berecik ze skóry rysia. Potem Vencil Sortm swój wielki kapelusz z wielką platynową klamrą w kształcie błyskawicy. Potem Biertren swą łebkę z ostrym czubkiem wysadzonym złotem i drobinkami onyksu, wokół którego wyżłobiony został krąg, przedstawiający pistolet, rusznicę, arkebuz i muszkiet. Potem Lirion swój morion z złotym garncem złota z prawej strony, jako herb. Potem Font Cilian swój trójkątny kapelusz z puszystym różowym piórkiem. Zaraz powstał Norlom Erlem, ściągając hełm przyklęknął na jedno kolano, pomimo potwornych trudności, spowodowanych masą pełnej zbroi płytowej. Bulkrek pomacał swój krótki siwiejący osołedeć. Popatrzył po swojej futrzanej czapie leżącej gdzieś w kącie. Wzruszył ramionami.
- Jest nadzieja, jest robota, jest siła moc, motywacja humor radość, wszystko idzie ku najlepszemu, a wy mi tu czapki ściągacie jak na jakimś pogrzebie. Zakładać mi to, ale już – roześmiał się ciepło, idąc ku miejscu siedzącemu, wciąż nie przestając zgrzytać zbroją, po to by doskonale widzieć każdego członka zgromadzenia, którzy wracali na swoje już miejsca. – Znaczy no jak wam wygodnie. Nie szkodzicie, więc nie ma co się burzyć, czy w czapce, czy bez. No ale w każdym razie rad jestem was tutaj ujrzeć i usłyszeć, tu na szczycie wzgórza w tej skromnej twierdzy zwanej… W tej skromnej twierdzy zwanej… - przepłynął wzrokiem po siedzących. – Zaiste z jakąż radością wręcz nieopisaną jest mi was przywitać w tej skromnej wzgórzystej twierdzy zwanej… Zwanej… No w mordkę susełka, jakżesz zwie się ta harda kupa kamieni? Pomoże kto?
- Vilkos – przypomniał Zupil.
- Dzięki wielkie.
- Dobra dupa tam! – odważył się Bulkrek, już wstał, biorąc pełny wina (a jakże) puchar w dłoń. – To zanim zaczniemy „tentegować” to jam pierwej pomnę pierszy iż ten tego to tak, że… Że chciał żem toast wznieść. Nie, inaczej. Zdrowie po sławopolsku na wszystkie cycate nimfy, driady, wróżki leśne, o! Chcę tu przy wszystkich ci podziękować Robercie i zdrowie wypić takież… Dziękuję Robercie i twoje zdrowie, jeśli masz się zmieniać to tylko na lepsze, masz bulkrekowe sławopolskie błogosławieństwo – niemalże wbił puchar w twarz, pochłaniając całą zawartość, powoli osuwając się na krzesło.
[…]
- E tam wojna, pewno żadna nowość – wzruszył ramionami Bulkrek. – Toć dwadzieścia w dupę jebanych lat mamy wojnę z Nets’Happ’em. Czyli z chędożonymi kozojebcami w upaćkanych gównem przelatujących tam mew turbanach.
- Przymknij jadaczkę, Bulkrek – warknął Biertren.
- Dziękuję Biertren – mag skiną do niego siwą czupryną. – Wojna nie tyle poważna co dziwna i zaskakująca. Tfu! Źle się wyraziłem, najmocniej przepraszam. Wojna dziwna zaskakująca i cholernie poważna.
- Co? – bąknął Espirion.
- Faktycznie powoli mu się przestawia – Yozpluk szepnął do Roberta.
Robert uśmiechnął się i wrócił wzrokiem do Satara.
- Wojna dziwna? – Bulkrek stłumił beknięcie.
- To nowa wojna, czyli Varreloth z południa wypowiedziało nam wojnę – pan Triven pospieszył z wyjaśnieniami. – Z nietypowej strony. Wpierw zajęło Tannor. Ziemie legendarnych jaszczuroludzi o ponadludzkich umiejętnościach, którym nikt nie chciał przeszkadzać w ich egzystencji, nawet po skoku technicznym. Król Temza i niedobitki jego armii defensywnej w liczbie mniej niż dziesięć są w ciężkim stanie. Ponoć, aby ocalić towarzyszy zaryzykował i przemienił się w królewskiego kolosa z wielkimi szponami, którymi rozniósł setki tysięcy Akaschów.
- Co się dziwić, każdy Tannorczyk może się zmienić w takiego jaszczura – odrzekł wójt. – Jak świnia w dzika. Jak kocur w żbika. Jak teściowa w wilka, bo gdy zapada pełnia to kurwa powiadam…
- Ale tylko Temza mógł osiągnąć takie rozmiary – odparł Vencil. – Ledwo żywego króla zabrali stamtąd ci, co ocaleli. A potem zaczęli uciekać, bo za nimi ruszył pościg kolejnych tysięcy Akaschów. Aż do Tolzanii, ponad sto mil, bez przerwy. Ci, którzy nie wytrzymali, padli z wycieńczenia i najpewniej zostali pożarci przez prześladowców. Wytrwali najsilniejsi. Tamos Torgo, Double Ti, którego dzisiaj tu zabrakło, u którego jaszczurze legendy znalazły schronienie opisał mi ich. Brudni, mokrzy, słabi, wściekli, ale wciąż budzący grozę. Najbardziej w pamięci zapadł czerwonoskóry Rodhok o sztywnych włosach jakby trzaśniętych przez piorun w zbroi…
- Dobrze wystarczy, potem o tym opowiesz – przerwał zimno Satar. – Ale i tak brawo Vencil. Oszczędziłeś mi oddechu, jeszcze by mi się coś poprzestawiało, a wtedy Robert bardzo by się zmartwił, tak?
- Tak, ale Vencil by cię poprawił.
- Wracając – zdecydował mag. – Wyspa Ksawiel, Delurdia, Ragash oraz my jesteśmy terroryzowani. Nasze wioski, dokładniej rzecz ujmując.
- Ślady znalezione przez moich tropicieli i zwiadowców, których co i rusz wysyłam, gdy spali się nowa wieś wskazują, że bynajmniej nie byli to ludzie, ani orkowie, tu nie będę rozwijał skąd domniemania, opowiem wam o twardym dowodzie – Sagil nie mógł wytrzymać. – Niedawno spalono mój Dziki Numerek pod Wierzbą. Nie patrzcie tak, nie ja wymyśliłem te nazwy. Na miejscu kompania Coupera Norrisa odnalazła wbite na pale trupy bezokich zielonych potworów krwawiących na fioletowo. Mój drugi doradca, pan Krough oznajmił mi iż są to zwierzęta, którym uzbrojone potwory dały broń. W zapiskach Ludu Pustyni, który miał z nimi okazjonalnie kontakt, nazywali ich Akaschami. Akass, znaczy głupi i nieobliczalny, asch znaczy ślepota. Dodatkowo wódz Hagarów, Mhilrok Kyztwezyy, czyli pewnie także władca Varreloth zapowiedział mi w liście, korzystając z moich własnych kruków iż w bliskim czasie zamierza przejąć ziemię Królestwa. Swoją drogą Akasche to bestie mające skłonności do kanibalizmu, więc ich trupy niczego nie zmieniają. To inicjatywa Mhilroka. Chce nas osłabić, a potem zniszczyć. Do tej pory straciliśmy już trzynaście wsi. A to dopiero początek.
- Hagary oraz hodowane przez nich bezokie potwory zwane Akaschami. Oto nasz nowy wróg – zakończył Satar.
- Akasche z tego co słyszałem nie grzeszą zbytnio inteligencją – rzekł Espirion. – Nie chce mi się wierzyć, że...
- Ba! Nie grzeszą! Hah! – zarechotał Bulkrek. – Nie odróżniłby smoka od bażanta. Takie to głupie jest! Głupie! O! A te Hagary wcale nie lepsze. Taki pizdryk podbić Tannor? Zagrożenie? Nowy wróg? Taki pizdryk? Nie no ludzie, trzymajcie mnie, bo zapierdzę się na śmierć.
- Takie są fakty – stwierdził zimno mag – Co się stało to się nie odstanie. Bezcelowe i głupie to zaprzeczać faktowi. Rozsądniej jest spojrzeć faktom prosto w oczy. Nawet gdy są najpotworniejsze. Stoimy przed nowym zagrożeniem, które musimy panowie zwalczyć za wszelką cenę. Nie znamy dokładnie naszego oponenta, gdyż rzadko mieliśmy z nim jakąkolwiek styczność. Varreloth i Trischka Suchota. Musimy strzec granic jednego jak i drugiego. I Suchota i Varreloth są niezwykle groźne. Działanie uzgodnicie między sobą. Ja – podkreślił. – Jestem tu po to by wam nieco przybliżyć z kim będziecie musieli się zmierzyć…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz