sobota, 3 października 2015

fragment1



ROZDROŻA POWAŻNYCH MYŚLI

- Mówiłeś, że w dupie masz wojnę – wypomniał Linren.
- Ogół wojny. Owszem. Mam. Ale przestaję, gdy chodzi o mnie i moje życie, a przy okazji mój dobytek.
- Cały Coreoponn – uśmiechnął się Zakher.
- Odważny on jest – odezwał się wreszcie bardzo przejętym tonem, otwierając okno, tym samym wpuszczając do salonu więcej ciepłego powietrza. – Ciekawe czy razem z nim, czy trzymając się za przeproszeniem jego dupska przez cały czas... Czy doprowadzi nas to do czegoś... Konkretnego.
[…]
- A co o tym myśli twój brat? – zapytał oglądając piękny, a zarazem bardzo bogaty i kosztowny wystrój salonu.
Linren nie odpowiedział. W milczeniu wypił nieco ciemnego koniaku.
- Twój bogaty brat – poprawił się Coreoponn.
- Też jestem bogaty – odparł Linren.
- Ale twój brat bardziej – uśmiechnął się szeroko.
- No tak, mój braciszek – zgodził się, podśmiechując się jednocześnie. – Ten, któremu bardziej się poszczęściło – dodał oblizując wargi, z dziwną miną, jakby nieco spochmurniałą, kiwał głową wyglądając przez okno, przez które wpadały tu złote promienie słońca, rozświetlające jego szlachecką licę. – Mąż urodziwej, a mówiąc nowoczesnym językiem, seksownej blondwłosej wdowy... Hrabiny Moniki Zalleki, dotknięta straszną życiową tragedią... Jej mąż, Juchi Zalleki zmarł na paskudne choróbsko. A co najgorsze. Przenoszone tylko drogą płciową, a więc Juchi ją zdradził, tak więc jej ból pogłębił się. Stała się słaba. Uległa czułym słówkom i iluzji, jaką jest opieka i bezpieczeństwo, a przede wszystkim wierności. I z tego skorzystał mój genialny braciszek. Niezły jest z niego drań i skurwysyn. Lecz nikt nie wie jak to było naprawdę.
Coreoponn zaśmiał się wymuszenie. Bardzo sztucznie i nienaturalnie.
- Jak było naprawdę? – powtórzył po nim z pogardą kręcąc głową. – Mianowicie to, że wiele kurew w miejskich burdelach są dotknięte jakimś syfem? Wystarczy taką kurwę umalować, upiększyć, a przy tym mocno upić ofiarę. Która po pijaku kurwę wydupczy, bo trudno żeby nie, a potem zdechnie w męczarniach. Ech i to my się uważamy za cholernie cwanych. Ach, żeby twój braciszek zechciał być mym mentorem.
- Ożenek z bogatą zdesperowaną kobietą, jest niby czymś co można podziwiać? – żachnął się Linren.
Coreoponn wzruszył ramionami.
- Jako sposób na szybki zarobek? Owszem.
Linren odczuwał bardzo głęboką niechęć, pogardę, a nawet i odrazę wobec swego brata. Bowiem Linren ciężko pracował. Zarządzał gospodarstwami by się nie posypały, a ten kombinował jak się tylko dało, co wychodziło mu na lepsze niż jemu przy ciężkiej pracy. I to go najbardziej złościło. Żywił jednocześnie zazdrość i pogardę.
- Proponuję uczciwy układ – rzekł Coreoponn przerywając ciszę.
Linren skrzywił się pytająco. Skrzywił się. Wżdy pewien był swych przypuszczeń, apropo tego czego będzie dotyczyć owy układ.
- Mimo tego iż jesteśmy sobie kumplami, to i tak nie ufamy sobie – ciągnął Coreoponn. – Lecz zawrzyjmy czystą gentlemeńską umowę. Jak porządni ludzie porządnego interesu. Bez zawistnej żądzy knucia przeciw drugiemu.
- Jaką? – mruknął Linren.
- Mogę liczyć na twoją szczerość?
- Tak – odparł bez wahania.
- No dobrze – zdecydował acz nieco niepewnie. – W takim razie zacznę powoli…
[…]
- To skurwysyństwo, nie uważasz? Niegodne takiego skurwysyna jak ty. To nie ten typ skurwysyństwa.
- Wszystko mi jedno – prychnął Coreoponn.


  • ·          


- Czyli chcecie wojny – zakaszlał pan Gopol, gdy wiatr zwrócił nieco dmuchniętego z listu piasku.
- Nie my jej chcemy, panie Gopol. To oni będą jej chcieli, bo są mściwymi, zagorzałymi sukinsynami. Nie umieją myśleć, choć mogłoby się wydawać, że jest inaczej, skoro dotarli tam gdzie teraz siedzą. To właśnie na takich sukinsynów przyjdzie nam się zbroić by uratować naszą sprawę i niewinne społeczeństwo Królestwa. Hagary wezmą ważnych, a te żmije o tym wiedzą.
- On to przewidział…
- Przewidział więcej niż myślisz, panie Gopol.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz