ROZDROŻA POWAŻNYCH MYŚLI
-
Mówiłeś, że w dupie masz wojnę – wypomniał Linren.
-
Ogół wojny. Owszem. Mam. Ale przestaję, gdy chodzi o mnie i moje życie, a przy
okazji mój dobytek.
-
Cały Coreoponn – uśmiechnął się Zakher.
-
Odważny on jest – odezwał się wreszcie bardzo przejętym tonem, otwierając okno,
tym samym wpuszczając do salonu więcej ciepłego powietrza. – Ciekawe czy razem
z nim, czy trzymając się za przeproszeniem jego dupska przez cały czas... Czy
doprowadzi nas to do czegoś... Konkretnego.
[…]
-
A co o tym myśli twój brat? – zapytał oglądając piękny, a zarazem bardzo bogaty
i kosztowny wystrój salonu.
Linren
nie odpowiedział. W milczeniu wypił nieco ciemnego koniaku.
-
Twój bogaty brat – poprawił się Coreoponn.
-
Też jestem bogaty – odparł Linren.
-
Ale twój brat bardziej – uśmiechnął się szeroko.
-
No tak, mój braciszek – zgodził się, podśmiechując się jednocześnie. – Ten, któremu
bardziej się poszczęściło – dodał oblizując wargi, z dziwną miną, jakby nieco
spochmurniałą, kiwał głową wyglądając przez okno, przez które wpadały tu złote
promienie słońca, rozświetlające jego szlachecką licę. – Mąż urodziwej, a
mówiąc nowoczesnym językiem, seksownej blondwłosej wdowy... Hrabiny Moniki
Zalleki, dotknięta straszną życiową tragedią... Jej mąż, Juchi Zalleki zmarł na
paskudne choróbsko. A co najgorsze. Przenoszone tylko drogą płciową, a więc
Juchi ją zdradził, tak więc jej ból pogłębił się. Stała się słaba. Uległa
czułym słówkom i iluzji, jaką jest opieka i bezpieczeństwo, a przede wszystkim
wierności. I z tego skorzystał mój genialny braciszek. Niezły jest z niego drań
i skurwysyn. Lecz nikt nie wie jak to było naprawdę.
Coreoponn
zaśmiał się wymuszenie. Bardzo sztucznie i nienaturalnie.
-
Jak było naprawdę? – powtórzył po nim z pogardą kręcąc głową. – Mianowicie to,
że wiele kurew w miejskich burdelach są dotknięte jakimś syfem? Wystarczy taką
kurwę umalować, upiększyć, a przy tym mocno upić ofiarę. Która po pijaku kurwę
wydupczy, bo trudno żeby nie, a potem zdechnie w męczarniach. Ech i to my się
uważamy za cholernie cwanych. Ach, żeby twój braciszek zechciał być mym
mentorem.
-
Ożenek z bogatą zdesperowaną kobietą, jest niby czymś co można podziwiać? –
żachnął się Linren.
Coreoponn
wzruszył ramionami.
-
Jako sposób na szybki zarobek? Owszem.
Linren
odczuwał bardzo głęboką niechęć, pogardę, a nawet i odrazę wobec swego brata.
Bowiem Linren ciężko pracował. Zarządzał gospodarstwami by się nie posypały, a
ten kombinował jak się tylko dało, co wychodziło mu na lepsze niż jemu przy
ciężkiej pracy. I to go najbardziej złościło. Żywił jednocześnie zazdrość i
pogardę.
-
Proponuję uczciwy układ – rzekł Coreoponn przerywając ciszę.
Linren
skrzywił się pytająco. Skrzywił się. Wżdy pewien był swych przypuszczeń, apropo
tego czego będzie dotyczyć owy układ.
-
Mimo tego iż jesteśmy sobie kumplami, to i tak nie ufamy sobie – ciągnął
Coreoponn. – Lecz zawrzyjmy czystą gentlemeńską umowę. Jak porządni ludzie
porządnego interesu. Bez zawistnej żądzy knucia przeciw drugiemu.
-
Jaką? – mruknął Linren.
-
Mogę liczyć na twoją szczerość?
-
Tak – odparł bez wahania.
-
No dobrze – zdecydował acz nieco niepewnie. – W takim razie zacznę powoli…
[…]
-
To skurwysyństwo, nie uważasz? Niegodne takiego skurwysyna jak ty. To nie ten
typ skurwysyństwa.
-
Wszystko mi jedno – prychnął Coreoponn.
- ·
-
Czyli chcecie wojny – zakaszlał pan Gopol, gdy wiatr zwrócił nieco dmuchniętego
z listu piasku.
-
Nie my jej chcemy, panie Gopol. To oni będą jej chcieli, bo są mściwymi,
zagorzałymi sukinsynami. Nie umieją myśleć, choć mogłoby się wydawać, że jest
inaczej, skoro dotarli tam gdzie teraz siedzą. To właśnie na takich sukinsynów
przyjdzie nam się zbroić by uratować naszą sprawę i niewinne społeczeństwo
Królestwa. Hagary wezmą ważnych, a te żmije o tym wiedzą.
- On
to przewidział…
-
Przewidział więcej niż myślisz, panie Gopol.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz