WIĘCEJ
HISTORYCZNYCH SPOTKAŃ
- Oto ten, który
zwołał to zebranie! Oto ten, który uratował nasze Królestwo przed kryzysem nie
tylko gospodarczym, ale także kryzysem wzajemnego zaufania. Oto ten, który
troskliwą opieką niczym ojciec objął nasz lud, naszą władzę! Prawdziwy bohater,
który poważną swą historię rozpoczął nie podbojem, nie transakcją z małżeństwa
z brzydką lub ładną idiotką lub cwaniaczką, nie z ilości zniewolonych, a
uwolnionych, dzięki wielkim pokojowym czynom. Syn Roberta I, o którym wybacz Biertren,
ale chcemy jak najszybciej zapomnieć. Król Robert II! – zawołał przeciągle, po
czym dodał z głośną chrypą. – Zaprawdę powiadam, gdyby nie ten człowiek to, to
wszystko ległoby w gruz w jakąś…
- Oszczaną
rozwalcowaną kupę gówna, której by jeszcze dosrawali jakiegoś innego syfu z
dupy przeruchanej przez wszystkie popierdolone skrajności we wszystkie kurwa
strony – splunął Bulkrek kawałkiem kurczaczej chrząstki.
- Lepiej bym tego
nie ujął.
Cisza.
Zgrzyt zbroi.
Ktoś się zbliżał ku drzwiom. Zupil usiadł. Ale potem wstał wraz z resztą.
Do sali wszedł
bowiem ich bohater. Król Robert II wkroczył ze szczerym uśmiechem na twarzy,
krokiem można śmiało powiedzieć nad wyraz pewnym. Nie był specjalnie młody, ale
nie był też stary. Wyglądał na grubo ponad trzydzieści gdyż postarzała go
czarna jak węgiel broda, wyglądająca właściwie jakby ktoś mu ją namalował na
twarzy. Z jakiegoś powodu był w pełnej zbroi płytowej. Na piersi namalowane
godło Królestwa – kontury pięcioramiennej gwiazdy na żółtym tle. Był to symbol
protestu przeciw szaleństwu Khaalida, który po pokonaniu bogów stał się dla
ludzi koszmarem zsyłający na nich biesy i czarty prosto z piekieł. Po wielu
latach i porażce Khaalida, pozostało to w Królestwie jako emblemat. U boku zaś
miecz przekazywany z pokolenia na pokolenie, rzecz święta. Nigdy nie rdzewiał i
nie tępił się, zaostrzono go tylko jeden jedyny raz. Zaiste piękna i
niepowtarzalna była to klinga. Wszystko co miał obecnie na sobie było jedyne w
swoim rodzaju.
Zupil jako
pierwszy zdjął nakrycie głowy, a był to berecik ze skóry rysia. Potem Vencil
Sortm swój wielki kapelusz z wielką platynową klamrą w kształcie błyskawicy.
Potem Biertren swą łebkę z ostrym czubkiem wysadzonym złotem i drobinkami
onyksu, wokół którego wyżłobiony został krąg, przedstawiający pistolet,
rusznicę, arkebuz i muszkiet. Potem Lirion swój morion z złotym garncem złota z
prawej strony, jako herb. Potem Font Cilian swój trójkątny kapelusz z puszystym
różowym piórkiem. Zaraz powstał Norlom Erlem, ściągając hełm przyklęknął na
jedno kolano, pomimo potwornych trudności, spowodowanych masą pełnej zbroi
płytowej. Bulkrek pomacał swój krótki siwiejący osołedeć. Popatrzył po swojej
futrzanej czapie leżącej gdzieś w kącie. Wzruszył ramionami.
- Jest nadzieja,
jest robota, jest siła moc, motywacja humor radość, wszystko idzie ku
najlepszemu, a wy mi tu czapki ściągacie jak na jakimś pogrzebie. Zakładać mi
to, ale już – roześmiał się ciepło, idąc ku miejscu siedzącemu, wciąż nie
przestając zgrzytać zbroją, po to by doskonale widzieć każdego członka
zgromadzenia, którzy wracali na swoje już miejsca. – Znaczy no jak wam
wygodnie. Nie szkodzicie, więc nie ma co się burzyć, czy w czapce, czy bez. No
ale w każdym razie rad jestem was tutaj ujrzeć i usłyszeć, tu na szczycie
wzgórza w tej skromnej twierdzy zwanej… W tej skromnej twierdzy zwanej… -
przepłynął wzrokiem po siedzących. – Zaiste z jakąż radością wręcz nieopisaną
jest mi was przywitać w tej skromnej wzgórzystej twierdzy zwanej… Zwanej… No w
mordkę susełka, jakżesz zwie się ta harda kupa kamieni? Pomoże kto?
- Vilkos –
przypomniał Zupil.
- Dzięki wielkie.
- Dobra dupa tam!
– odważył się Bulkrek, już wstał, biorąc pełny wina (a jakże) puchar w dłoń. –
To zanim zaczniemy „tentegować” to jam pierwej pomnę pierszy iż ten tego to
tak, że… Że chciał żem toast wznieść. Nie, inaczej. Zdrowie po sławopolsku na
wszystkie cycate nimfy, driady, wróżki leśne, o! Chcę tu przy wszystkich ci
podziękować Robercie i zdrowie wypić takież… Dziękuję Robercie i twoje zdrowie,
jeśli masz się zmieniać to tylko na lepsze, masz bulkrekowe sławopolskie
błogosławieństwo – niemalże wbił puchar w twarz, pochłaniając całą zawartość,
powoli osuwając się na krzesło.
[…]
- E tam wojna,
pewno żadna nowość – wzruszył ramionami Bulkrek. – Toć dwadzieścia w dupę
jebanych lat mamy wojnę z Nets’Happ’em. Czyli z chędożonymi kozojebcami w
upaćkanych gównem przelatujących tam mew turbanach.
- Przymknij
jadaczkę, Bulkrek – warknął Biertren.
- Dziękuję
Biertren – mag skiną do niego siwą czupryną. – Wojna nie tyle poważna co dziwna
i zaskakująca. Tfu! Źle się wyraziłem, najmocniej przepraszam. Wojna dziwna
zaskakująca i cholernie poważna.
- Co? – bąknął
Espirion.
- Faktycznie
powoli mu się przestawia – Yozpluk szepnął do Roberta.
Robert uśmiechnął
się i wrócił wzrokiem do Satara.
- Wojna dziwna? –
Bulkrek stłumił beknięcie.
- To nowa wojna,
czyli Varreloth z południa wypowiedziało nam wojnę – pan Triven pospieszył z
wyjaśnieniami. – Z nietypowej strony. Wpierw zajęło Tannor. Ziemie legendarnych
jaszczuroludzi o ponadludzkich umiejętnościach, którym nikt nie chciał
przeszkadzać w ich egzystencji, nawet po skoku technicznym. Król Temza i
niedobitki jego armii defensywnej w liczbie mniej niż dziesięć są w ciężkim
stanie. Ponoć, aby ocalić towarzyszy zaryzykował i przemienił się w królewskiego
kolosa z wielkimi szponami, którymi rozniósł setki tysięcy Akaschów.
- Co się dziwić,
każdy Tannorczyk może się zmienić w takiego jaszczura – odrzekł wójt. – Jak
świnia w dzika. Jak kocur w żbika. Jak teściowa w wilka, bo gdy zapada pełnia
to kurwa powiadam…
- Ale tylko Temza
mógł osiągnąć takie rozmiary – odparł Vencil. – Ledwo żywego króla zabrali
stamtąd ci, co ocaleli. A potem zaczęli uciekać, bo za nimi ruszył pościg
kolejnych tysięcy Akaschów. Aż do Tolzanii, ponad sto mil, bez przerwy. Ci, którzy
nie wytrzymali, padli z wycieńczenia i najpewniej zostali pożarci przez
prześladowców. Wytrwali najsilniejsi. Tamos Torgo, Double Ti, którego dzisiaj
tu zabrakło, u którego jaszczurze legendy znalazły schronienie opisał mi ich.
Brudni, mokrzy, słabi, wściekli, ale wciąż budzący grozę. Najbardziej w pamięci
zapadł czerwonoskóry Rodhok o sztywnych włosach jakby trzaśniętych przez piorun
w zbroi…
- Dobrze
wystarczy, potem o tym opowiesz – przerwał zimno Satar. – Ale i tak brawo
Vencil. Oszczędziłeś mi oddechu, jeszcze by mi się coś poprzestawiało, a wtedy
Robert bardzo by się zmartwił, tak?
- Tak, ale Vencil
by cię poprawił.
- Wracając –
zdecydował mag. – Wyspa Ksawiel, Delurdia, Ragash oraz my jesteśmy
terroryzowani. Nasze wioski, dokładniej rzecz ujmując.
- Ślady
znalezione przez moich tropicieli i zwiadowców, których co i rusz wysyłam, gdy
spali się nowa wieś wskazują, że bynajmniej nie byli to ludzie, ani orkowie, tu
nie będę rozwijał skąd domniemania, opowiem wam o twardym dowodzie – Sagil nie
mógł wytrzymać. – Niedawno spalono mój Dziki Numerek pod Wierzbą. Nie patrzcie
tak, nie ja wymyśliłem te nazwy. Na miejscu kompania Coupera Norrisa odnalazła
wbite na pale trupy bezokich zielonych potworów krwawiących na fioletowo. Mój
drugi doradca, pan Krough oznajmił mi iż są to zwierzęta, którym uzbrojone
potwory dały broń. W zapiskach Ludu Pustyni, który miał z nimi okazjonalnie
kontakt, nazywali ich Akaschami. Akass, znaczy głupi i nieobliczalny, asch
znaczy ślepota. Dodatkowo wódz Hagarów, Mhilrok Kyztwezyy, czyli pewnie także
władca Varreloth zapowiedział mi w liście, korzystając z moich własnych kruków
iż w bliskim czasie zamierza przejąć ziemię Królestwa. Swoją drogą Akasche to
bestie mające skłonności do kanibalizmu, więc ich trupy niczego nie zmieniają.
To inicjatywa Mhilroka. Chce nas osłabić, a potem zniszczyć. Do tej pory
straciliśmy już trzynaście wsi. A to dopiero początek.
- Hagary oraz
hodowane przez nich bezokie potwory zwane Akaschami. Oto nasz nowy wróg –
zakończył Satar.
- Akasche z tego
co słyszałem nie grzeszą zbytnio inteligencją – rzekł Espirion. – Nie chce mi
się wierzyć, że...
- Ba! Nie
grzeszą! Hah! – zarechotał Bulkrek. – Nie odróżniłby smoka od bażanta. Takie to
głupie jest! Głupie! O! A te Hagary wcale nie lepsze. Taki pizdryk podbić
Tannor? Zagrożenie? Nowy wróg? Taki pizdryk? Nie no ludzie, trzymajcie mnie, bo
zapierdzę się na śmierć.
- Takie są fakty
– stwierdził zimno mag – Co się stało to się nie odstanie. Bezcelowe i głupie
to zaprzeczać faktowi. Rozsądniej jest spojrzeć faktom prosto w oczy. Nawet gdy
są najpotworniejsze. Stoimy przed nowym zagrożeniem, które musimy panowie
zwalczyć za wszelką cenę. Nie znamy dokładnie naszego oponenta, gdyż rzadko
mieliśmy z nim jakąkolwiek styczność. Varreloth i Trischka Suchota. Musimy
strzec granic jednego jak i drugiego. I Suchota i Varreloth są niezwykle
groźne. Działanie uzgodnicie między sobą. Ja – podkreślił. – Jestem tu po to by
wam nieco przybliżyć z kim będziecie musieli się zmierzyć…